- No pewnie, że ci ją narysuję –
zapewnił Jovan. – Tylko którą? Jasnę?
- Jansę to ja widzę gołą na oczy, nie trzeba
mi twoich malunków – zarechotał Zoran.
- W takim razie Ivę, Sarę czy tą rudą... no,
jak ona się nazywała...
Zoran zeskoczył z piętrowego łóżka
klnąc po nosem. Nim wydobył spod siennika parę obgryzionych ołówków, przygrzmocił
głową o niski strop kawalerki w suterenie. Mieszkał tutaj z dziewczyną, czwórką
kolegów i bratem, lecz szczęśliwym trafem wszyscy zdążyli gdzieś wyjść.
- Olga. I masz, Szczurek, ołówki, bo już się
pewnie zrysowały te, co ci ostatnio przyniosłem.
- Dzięki. – Jovan wsunął podarunek do
kieszeni. - No właśnie, czy rudą Olgę? Albo i jeszcze inną, a jak chcesz, taką, co sobie wymyślę.
- Nie wymyślaj, młody, bo ty zawsze jakieś
chude robisz. Bałbym się taką złapać, żeby o kości nie pokaleczyć – skrzywił
się Zoran. Przysunął sobie koślawy zydel i usiadł naprzeciw Jovana zajmującego
dolną pryczę. – Chcesz papierosa?
Był ciemnowłosy, wysoki jak na swoje
piętnaście lat, a na jego gładki pysk leciały dziewczyny. Ponoć zabił już
czterech ludzi, a przynajmniej opowiadał o tym każdemu, kto zechciał słuchać. Jovan
uważał, że zmyśla, choć większość chłopaków wierzyła Zoranowi lub bała się głośno
przyznać, iż nie wierzy. Po za tym był anarchistą, w dodatku najzupełniej prawdziwym,
takim, który malował obraźliwe napisy na ratuszu, a o rewolucji gadał z żarem w
oczach, jakby sam wierzył we własne słowa. Chociaż kto go tam wie, może i
wierzył?
Lecz teraz załatwiał sprawę niemającą
za grosz wspólnego z budowanie lepszego świata czy walką o wolność jednostki przeciw
burżuazyjnym wyzyskiwaczom.
Szło o gołe baby. Czyli rzecz, na której
Jovan znał się najlepiej. Ściślej, na anatomii gołych bab i jej artystycznym
przedstawieniu za pomocą papieru i kradzionego grafitu. Cała reszta rzeczy
związanych z babami wciąż pozostawała dla Szczura nieprzeniknioną tajemnicą,
którą bardzo chciałby zgłębić, lecz nie bardzo mu wychodziło.
Zaś w kwestii rysowania, po dziesiątkach
wytworzonych prac, powoli zbliżał się do osiągnięcia mistrzostwa w tej materii.
Jednak nim poznał sekrety kunsztu tworzenia cycków aż proszących się o
ściśnięcie, sztuka wymogła na nim parę poświęceń. Największym z nich było wieczorne
sterczenie pod oknami, przez kilka dobrych tygodni. Rzecz sama w sobie całkiem
ciekawa, zaś tym, co przyszło Jovanowi przecierpieć, było spotkanie ze starszym
bratem jednej z owych modelek, który sprał podglądacza na kwaśne jabłko.
Tworzenie aktów rajcowało go to
ogromnie, zwłaszcza gdy mógł sobie „powymyślać”, jak to określał, a w
rzeczywistości narysować Unę.
Una z piwiarni była w jego mniemaniu absolutnym
ideałem. Utwierdzał się w tym przekonaniu za każdym razem, gdy myła się
wieczorami, nie zaciągając zasłon. Fartem, zapominała o nich bardzo często.
Jakoś zbyt często, żeby Jovan nie domyślił się, iż robi to zupełnie celowo. Nie
raz zastanawiał się dla kogo, bo przecież oglądali Unę tylko tacy jak on.
Jednak z jakiś przyczyn ludzie, dla
których rysował, ponad boginią z piwiarni stawiali inne dziewczyny. Ich decyzja,
stwierdzał Jovan. Istotne, że płacili za swoje wybranki; czasem pieniędzmi,
czasem przysługami.
Zoran, podobnie jak większość
anarchistów-rewolucjonistów, był biedny niczym mysz kościelna i nie
uśmiechałoby mu się wydawać pieniędzy nawet na obraz samej miss Wszechsławii, a
co dopiero na rudą Olgę. Jednak z przysługami sprawa miała się inaczej.
Zgodnie z umową Zoran miał się
dowiedzieć, co stało się z Vilimem, oraz czy Miha rzeczywiście udał się do
Veselina po wynagrodzenie. Mógł przecież nie dotrzeć. Zdaniem Jovana ani nie
grzeszył rozumem, ani nie umiał trzymać języka za zębami, zatem istniało ogromne prawdopodobieństwo, że
pochwalił się komuś, jeszcze przed odebraniem zapłaty. No, a potem dostał w mordę,
bo pięćdziesiąt larenów to nie mała suma. Wtedy Jovan również musiałby obejść
się smakiem, ale przynajmniej miałby mściwą satysfakcję.
Nigdy nikomu by się nie przyznał, że
myśląc o pieniądzach miał przed oczami nie dobre żarcie, tylko koraliki ze straganu
przy cerkwi. A w wyobraźni widział roziskrzone oczy Katki, gdy ta otrzymuje
podarunek.
- Ten Miha to w ogóle wie, jak się dostać do
Veselina? – spytał Zoran.
No tak, Jovan długo zastanawiał się nad
tym, co mógł zrobić Miha, ale przez myśl mu nie przeszła rzecz tak oczywista,
że tylko on, Vilim i garstka innych dzieciaków z ulicy osobiście widziała
przywódcę rewolucjonistów. Niedawny wspólnik ani do nich nie należał, ani nie
cieszył się w tym gronie szczególną sympatią. Należał do tych, którzy znali
wyłącznie Zorana oraz kilku innych podwórkowych aktywistów, lecz nie wiedzieli
w jaki sposób dotrzeć do samego Veselina, omijając tamtych. Czy ktoś zaprowadzi
Mihę do piwnicy pod piwiarnią?
- Co ty, on jest od brudnej roboty – Jovan
machnął ręką. – O, słyszałeś? Zrymowało mi się! A Miha nic nie wie, bo jest na
to za durny. Może gdyby komuś powiedział po co szuka Veselina to by go pewnie
zaprowadzili. Albo i nie…
Zoran mocował się z zawilgotniałymi
zapałkami i wydawał się być tym całkowicie pochłonięty. Jednak okazał się mieć
podzielną uwagę, bo podjął, wyjmując niezapalonego papierosa z ust :
- Raczej albo i nie. On jest baran, nie umie
się dogadać po ludzku, zaproponować, że kopsnie część nagrody w zamian, czy jak.
Prędzej złapie taką Lonkę albo Vadima, oni są chucherka, a potem zagrozi, że
zaprowadzą, albo da po pysku. Oni z kolei wiedzą, że Miha nic nie zrobi, bo sam
się boi, żeby po niego nie wrócili ze starszymi kolegami. Szczurek, masz
zapałki? Bo ja już do tego kurestwa nie mam siły – ze złością cisnął pudełko w
kąt, by wpadło w stertę gratów.
Jovan pokręcił głową.
- Nie mogłeś mi szybciej odpowiedzieć?! Może i
by która zapaliła, a teraz to gdzie ja je znajdę?
- Poszukaj u Jasny w kurtce.
- Może i dobra myśl ? – Zoran podszedł do
palta zawieszonego na gwoździu i zaczął przetrząsać kieszenie. – Ty to masz
łeb, Sczurek, patrz co jeszcze znalazłem – na wyciągniętej dłoni oprócz zapałek
trzymał jeszcze dwie białe pigułki oblepione w kłaczki brudu z dna kieszeni.
-Co to? – Jovan skoczył przyjrzeć się tabletkom,
ale nic mu z tego nie przyszło. – Skąd wiesz czy w ogóle kopnie? Jasna pewnie
podebrała w szpitalu jak była sama na zmianie, ale może tylko jakieś proszki na
kaszel, albo coś innego, co tam jej było potrzeba.
- A bo ja wiem? Sie weźmie, sie zobaczy –
zaśmiał się Zoran i wsunął tabletki do dziury w sienniku, z której wcześniej
wydobył ołówki.
Jovan też był ciekaw i też chciałby
zobaczyć, ale nawet nie pytał czy może jedną, znając odpowiedź. Zdecydował za
to zadać inne pytanie, choć nie był do końca pewien, czy powinien.
- Jasna się nie będzie zła o te tabletki?
- Oczywiście, że będzie – parsknął Zoran –
wkurwi się jak amen w pacierzu, dlatego jej powiem, że pewnie ty ukradłeś.
- Taa…a ona akurat ci uwierzy.
- Mnie, Szczurek, to ona we wszystko wierzy –w
głosie Zorana odezwała się nieskrywana duma – nawet jak jej mówię, że wcale nie
ma małych cycków. A przecież ma, to, kurwa mać, żadne cycki tylko jakiś, sam
nie wiem, piegi czy co?
- Trzeba było sobie znaleźć taką co ma
większe. Wcale mnie nie obchodzą płaskie cycki twojej dziewczyny, po cholerę o
nich gadasz? Ja bym chciał wiedzieć, na co Veselinowi ten naszyjnik, który nam
kazał zabrać od hrabiego.
- Hrabia, pies go jebał – prychnął Zoran. –
Trzeba było skurwysyna zaciukać jakoś we śnie, jak już żeście tam byli. Przynajmniej po świecie chodziłoby jednego faszystę mniej. Ale co ja tam wiem,
Veselin się ze mną nie dzieli planami. Może i z tego waszego naszyjnika coś
większego wyniknie.
- Dobra, rozumiem. Ale ty słyszysz więcej niż chłopaki.
Tutaj nie może chodzić o jakiś pieprzony wisiorek, bo i po co by to było
Veselinowi. Tylko z jakiegoś powodu chciał ten konkretny, o czym nam ze dwa
razy mówił i nawet szkic pokazywał
- Może chciał, żebyście się tam włamali,
narobili rumoru i tak dalej?
-No to by powiedział, właźcie do piwnicy i bierzcie
do chcecie, ale on nam wyraźnie kazał szukać tej jednej rzeczy.
- Przyjrzałeś się chociaż temu naszyjnikowi
zanim Miha ci go zabrał?
- Nie miałem kiedy… ale to był medalion, taki
srebrny, otwierany. Wiesz, co baby sobie w nich noszą zdjęcia narzeczonych.
- Pojęcia nie mam. Ale jak się coś przypadkiem
dowiem, to ci powtórzę. –Zoran zaciągnął się i wypuścił kółka z dymu. –
Widziałeś? – aż podskoczył na taborecie. – Pierwszy raz mi się tak udało, żeby
jedno przez drugie przepuścić. Jak będę potrafił to zrobić na zawołanie, wtedy też
cię nauczę, tylko powiedz, że chcesz.
Zamilkł na chwilę. Jovan nie był
pewien, czy tak bardzo skupiał się na wypuszczeniu idealnego kółka, czy do
głowy przyszła mu jakaś myśl wymagająca zastanowienia. Na wszelki wypadek nie
przeszkadzał, licząc, że sprawdzi się druga ewentualność.
- Czekaj, czekaj… Opowiedz mi to wszystko
jeszcze raz.
Szczur streścił wypadki wczorajszej
nocy, poczynając od tego, jak włamali się do lamusa.
- Przecież to było tak durne, że aż ręce
opadają. Po cholerę właziliście od podwórka?
- Veselin mówił, że musimy właśnie wczoraj,
mimo, że pełnia i to wejść od strony dworu. Może wiedział, że inaczej ciężko
będzie się tam dostać? – zastanawiał się Jovan. – Jeśli tak, to ciekawe skąd?
- Dziwne to wszystko. – skwitował Zoran.
Zgasił papierosa o półkę regału zbitego z nieoheblowanych desek i popatrzył
Szczurowi prosto w oczy. Z ciemnych źrenic zniknęły łobuzerskie iskierki
człowieka, który niczego nie traktuje do końca poważnie. – Mnie się wydaje, że
Veselin chciał, by was złapali.
Zapadła cisza. Zoran odpalał kolejnego
papierosa, a Jovan wciąż nie mógł uwierzyć, że usłyszał z jego ust taką rzecz o
przywódcy, w którego wszyscy anarchiści byli zapatrzeni jak w tęczę. Veselin
był w ich oczach święty, miał zaprowadzić nowy ład, sprawić by wszyscy byli
wolni i szczęśliwi, a do tego nie posługiwać się brudnymi chwytami. Szczur nie
wierzył w taką możliwość.
To, że wysłał ich na straceni mogło być prawdą, podobne myśli krążyły mu po
głowi już wcześniej. Z Veselinem
dogadywał się Vilim, mówił, że zabierze ze sobą Jovana, zaś Mihę dołączyli
później, nic nikomu nie mówiąc. A przecież obydwaj byli nikim, obdartymi
chłopakami śpiącymi w starym wagonie nad rzeką. Nie zapłacze nad nimi żadna
matka, żaden ojciec w ciemnym zaułku nie przyłoży Veselinowi noża do gardła, sycząc
do ucha „zabiłeś mi syna, skurwielu”. Mogą
żyć lub nie żyć, niewielka różnica.
Kiedyś, gdy Jovan był jeszcze małym
dzieciakiem zasłuchanym w opowieści siostrzyczki od bajek, wtedy wierzył, że
ludzie powinni być dobrzy. Gdyby teraz ktoś mu tak powiedział, spytałby: a niby
po co? Veselin chciał mieć rewolucję, zaś ta na pewno pociągnie za sobą ofiary,
gdy już wybuchnie. Więc niby dlaczego miałby żałować akurat ich? Dwóch chłopaków
w tą czy we w tą - mała różnica. Niezauważalna.
- To musiałby być ważne – podjął Zoran –
Veselin nie jest mordercą. Po prostu… w imię idei robi się pewne rzeczy. Wiesz,
Szczurek, cel uświęca środki.
Ciekawe czy próbował przekonać Jovana
czy samego siebie?
A to niespodzianka! Dlaczego Veselin zdecydował się na taki krok? Czy medalion jest ważny czy to tylko niepotrzebna błyskotka? Jak potoczyły się losy Mihy? Co się stanie ze Szczurkiem? I wiele, wiele innych pytań kłębi mi się w głowie.
OdpowiedzUsuńNie znalazłam żadnych błędów. Czytało mi się dobrze. Nawet nie wiem kiedy dotarłam do końca. Czekam na kolejny rozdział.
Lubię tego Zorana!