środa, 28 sierpnia 2013

Pytań się nie zadaje - część druga

 - No pewnie, że ci ją narysuję – zapewnił Jovan. – Tylko którą? Jasnę?
 - Jansę to ja widzę gołą na oczy, nie trzeba mi twoich malunków – zarechotał Zoran.
 -  W takim razie Ivę, Sarę czy tą rudą... no, jak ona się nazywała...
Zoran zeskoczył z piętrowego łóżka klnąc po nosem. Nim wydobył spod siennika parę obgryzionych ołówków, przygrzmocił głową o niski strop kawalerki w suterenie. Mieszkał tutaj z dziewczyną, czwórką kolegów i bratem, lecz szczęśliwym trafem wszyscy zdążyli gdzieś wyjść.
 - Olga. I masz, Szczurek, ołówki, bo już się pewnie zrysowały te, co ci ostatnio przyniosłem.
 - Dzięki. – Jovan wsunął podarunek do kieszeni. - No właśnie, czy rudą Olgę? Albo i jeszcze inną,  a jak chcesz, taką, co sobie wymyślę.
 - Nie wymyślaj, młody, bo ty zawsze jakieś chude robisz. Bałbym się taką złapać, żeby o kości nie pokaleczyć – skrzywił się Zoran. Przysunął sobie koślawy zydel i usiadł naprzeciw Jovana zajmującego dolną pryczę. – Chcesz papierosa?
Był ciemnowłosy, wysoki jak na swoje piętnaście lat, a na jego gładki pysk leciały dziewczyny. Ponoć zabił już czterech ludzi, a przynajmniej opowiadał o tym każdemu, kto zechciał słuchać. Jovan uważał, że zmyśla, choć większość chłopaków wierzyła Zoranowi lub bała się głośno przyznać, iż nie wierzy. Po za tym był anarchistą, w dodatku najzupełniej prawdziwym, takim, który malował obraźliwe napisy na ratuszu, a o rewolucji gadał z żarem w oczach, jakby sam wierzył we własne słowa. Chociaż kto go tam wie, może i wierzył?
Lecz teraz załatwiał sprawę niemającą za grosz wspólnego z budowanie lepszego świata czy walką o wolność jednostki przeciw burżuazyjnym wyzyskiwaczom.
Szło o gołe baby. Czyli rzecz, na której Jovan znał się najlepiej. Ściślej, na anatomii gołych bab i jej artystycznym przedstawieniu za pomocą papieru i kradzionego grafitu. Cała reszta rzeczy związanych z babami wciąż pozostawała dla Szczura nieprzeniknioną tajemnicą, którą bardzo chciałby zgłębić, lecz nie bardzo mu wychodziło.
Zaś w kwestii rysowania, po dziesiątkach wytworzonych prac, powoli zbliżał się do osiągnięcia mistrzostwa w tej materii. Jednak nim poznał sekrety kunsztu tworzenia cycków aż proszących się o ściśnięcie, sztuka wymogła na nim parę poświęceń. Największym z nich było wieczorne sterczenie pod oknami, przez kilka dobrych tygodni. Rzecz sama w sobie całkiem ciekawa, zaś tym, co przyszło Jovanowi przecierpieć, było spotkanie ze starszym bratem jednej z owych modelek, który sprał podglądacza na kwaśne jabłko.
Tworzenie aktów rajcowało go to ogromnie, zwłaszcza gdy mógł sobie „powymyślać”, jak to określał, a w rzeczywistości narysować Unę.
Una z piwiarni była w jego mniemaniu absolutnym ideałem. Utwierdzał się w tym przekonaniu za każdym razem, gdy myła się wieczorami, nie zaciągając zasłon. Fartem, zapominała o nich bardzo często. Jakoś zbyt często, żeby Jovan nie domyślił się, iż robi to zupełnie celowo. Nie raz zastanawiał się dla kogo, bo przecież oglądali Unę tylko tacy jak on.
Jednak z jakiś przyczyn ludzie, dla których rysował, ponad boginią z piwiarni stawiali inne dziewczyny. Ich decyzja, stwierdzał Jovan. Istotne, że płacili za swoje wybranki; czasem pieniędzmi, czasem przysługami.
Zoran, podobnie jak większość anarchistów-rewolucjonistów, był biedny niczym mysz kościelna i nie uśmiechałoby mu się wydawać pieniędzy nawet na obraz samej miss Wszechsławii, a co dopiero na rudą Olgę. Jednak z przysługami sprawa miała się inaczej.
Zgodnie z umową Zoran miał się dowiedzieć, co stało się z Vilimem, oraz czy Miha rzeczywiście udał się do Veselina po wynagrodzenie. Mógł przecież nie dotrzeć. Zdaniem Jovana ani nie grzeszył rozumem, ani nie umiał trzymać języka za zębami,  zatem istniało ogromne prawdopodobieństwo, że pochwalił się komuś, jeszcze przed odebraniem zapłaty. No, a potem dostał w mordę, bo pięćdziesiąt larenów to nie mała suma. Wtedy Jovan również musiałby obejść się smakiem, ale przynajmniej miałby mściwą satysfakcję.
Nigdy nikomu by się nie przyznał, że myśląc o pieniądzach miał przed oczami nie dobre żarcie, tylko koraliki ze straganu przy cerkwi. A w wyobraźni widział roziskrzone oczy Katki, gdy ta otrzymuje podarunek.
 - Ten Miha to w ogóle wie, jak się dostać do Veselina? – spytał Zoran.
No tak, Jovan długo zastanawiał się nad tym, co mógł zrobić Miha, ale przez myśl mu nie przeszła rzecz tak oczywista, że tylko on, Vilim i garstka innych dzieciaków z ulicy osobiście widziała przywódcę rewolucjonistów. Niedawny wspólnik ani do nich nie należał, ani nie cieszył się w tym gronie szczególną sympatią. Należał do tych, którzy znali wyłącznie Zorana oraz kilku innych podwórkowych aktywistów, lecz nie wiedzieli w jaki sposób dotrzeć do samego Veselina, omijając tamtych. Czy ktoś zaprowadzi Mihę do piwnicy pod piwiarnią?
 - Co ty, on jest od brudnej roboty – Jovan machnął ręką. – O, słyszałeś? Zrymowało mi się! A Miha nic nie wie, bo jest na to za durny. Może gdyby komuś powiedział po co szuka Veselina to by go pewnie zaprowadzili. Albo i nie…
Zoran mocował się z zawilgotniałymi zapałkami i wydawał się być tym całkowicie pochłonięty. Jednak okazał się mieć podzielną uwagę, bo podjął, wyjmując niezapalonego papierosa z ust :
 - Raczej albo i nie. On jest baran, nie umie się dogadać po ludzku, zaproponować, że kopsnie część nagrody w zamian, czy jak. Prędzej złapie taką Lonkę albo Vadima, oni są chucherka, a potem zagrozi, że zaprowadzą, albo da po pysku. Oni z kolei wiedzą, że Miha nic nie zrobi, bo sam się boi, żeby po niego nie wrócili ze starszymi kolegami. Szczurek, masz zapałki? Bo ja już do tego kurestwa nie mam siły – ze złością cisnął pudełko w kąt, by wpadło w stertę gratów.
Jovan pokręcił głową.
 - Nie mogłeś mi szybciej odpowiedzieć?! Może i by która zapaliła, a teraz to gdzie ja je znajdę?
 - Poszukaj u Jasny w kurtce.
 - Może i dobra myśl ? – Zoran podszedł do palta zawieszonego na gwoździu i zaczął przetrząsać kieszenie. – Ty to masz łeb, Sczurek, patrz co jeszcze znalazłem – na wyciągniętej dłoni oprócz zapałek trzymał jeszcze dwie białe pigułki oblepione w kłaczki brudu z dna kieszeni.
 -Co to? – Jovan skoczył przyjrzeć się tabletkom, ale nic mu z tego nie przyszło. – Skąd wiesz czy w ogóle kopnie? Jasna pewnie podebrała w szpitalu jak była sama na zmianie, ale może tylko jakieś proszki na kaszel, albo coś innego, co tam jej było potrzeba.
 - A bo ja wiem? Sie weźmie, sie zobaczy – zaśmiał się Zoran i wsunął tabletki do dziury w sienniku, z której wcześniej wydobył ołówki.
Jovan też był ciekaw i też chciałby zobaczyć, ale nawet nie pytał czy może jedną, znając odpowiedź. Zdecydował za to zadać inne pytanie, choć nie był do końca pewien, czy powinien.
 - Jasna się nie będzie zła o te tabletki?
 - Oczywiście, że będzie – parsknął Zoran – wkurwi się jak amen w pacierzu, dlatego jej powiem, że pewnie ty ukradłeś.
 - Taa…a ona akurat ci uwierzy.
 - Mnie, Szczurek, to ona we wszystko wierzy –w głosie Zorana odezwała się nieskrywana duma – nawet jak jej mówię, że wcale nie ma małych cycków. A przecież ma, to, kurwa mać, żadne cycki tylko jakiś, sam nie wiem, piegi czy co?
 - Trzeba było sobie znaleźć taką co ma większe. Wcale mnie nie obchodzą płaskie cycki twojej dziewczyny, po cholerę o nich gadasz? Ja bym chciał wiedzieć, na co Veselinowi ten naszyjnik, który nam kazał zabrać od hrabiego.
 - Hrabia, pies go jebał – prychnął Zoran. – Trzeba było skurwysyna zaciukać jakoś we śnie, jak już żeście tam byli.  Przynajmniej po świecie chodziłoby  jednego faszystę mniej. Ale co ja tam wiem, Veselin się ze mną nie dzieli planami. Może i z tego waszego naszyjnika coś większego wyniknie.
 - Dobra, rozumiem. Ale ty słyszysz więcej niż chłopaki. Tutaj nie może chodzić o jakiś pieprzony wisiorek, bo i po co by to było Veselinowi. Tylko z jakiegoś powodu chciał ten konkretny, o czym nam ze dwa razy mówił i nawet szkic pokazywał
 - Może chciał, żebyście się tam włamali, narobili rumoru i tak dalej?
 -No to by powiedział, właźcie do piwnicy i bierzcie do chcecie, ale on nam wyraźnie kazał szukać tej jednej rzeczy.
 - Przyjrzałeś się chociaż temu naszyjnikowi zanim Miha ci go zabrał?
 - Nie miałem kiedy… ale to był medalion, taki srebrny, otwierany. Wiesz, co baby sobie w nich noszą zdjęcia narzeczonych.
 - Pojęcia nie mam. Ale jak się coś przypadkiem dowiem, to ci powtórzę. –Zoran zaciągnął się i wypuścił kółka z dymu. – Widziałeś? – aż podskoczył na taborecie. – Pierwszy raz mi się tak udało, żeby jedno przez drugie przepuścić. Jak będę potrafił to zrobić na zawołanie, wtedy też cię nauczę, tylko powiedz, że chcesz.
Zamilkł na chwilę. Jovan nie był pewien, czy tak bardzo skupiał się na wypuszczeniu idealnego kółka, czy do głowy przyszła mu jakaś myśl wymagająca zastanowienia. Na wszelki wypadek nie przeszkadzał, licząc, że sprawdzi się druga ewentualność.
 - Czekaj, czekaj… Opowiedz mi to wszystko jeszcze raz.
Szczur streścił wypadki wczorajszej nocy, poczynając od tego, jak włamali się do lamusa.
 - Przecież to było tak durne, że aż ręce opadają. Po cholerę właziliście od podwórka?
 - Veselin mówił, że musimy właśnie wczoraj, mimo, że pełnia i to wejść od strony dworu. Może wiedział, że inaczej ciężko będzie się tam dostać? – zastanawiał się Jovan. – Jeśli tak, to ciekawe skąd?
 - Dziwne to wszystko. – skwitował Zoran. Zgasił papierosa o półkę regału zbitego z nieoheblowanych desek i popatrzył Szczurowi prosto w oczy. Z ciemnych źrenic zniknęły łobuzerskie iskierki człowieka, który niczego nie traktuje do końca poważnie. – Mnie się wydaje, że Veselin chciał, by was złapali.
Zapadła cisza. Zoran odpalał kolejnego papierosa, a Jovan wciąż nie mógł uwierzyć, że usłyszał z jego ust taką rzecz o przywódcy, w którego wszyscy anarchiści byli zapatrzeni jak w tęczę. Veselin był w ich oczach święty, miał zaprowadzić nowy ład, sprawić by wszyscy byli wolni i szczęśliwi, a do tego nie posługiwać się brudnymi chwytami. Szczur nie wierzył w taką możliwość.
To, że wysłał ich na straceni  mogło być prawdą, podobne myśli krążyły mu po głowi  już wcześniej. Z Veselinem dogadywał się Vilim, mówił, że zabierze ze sobą Jovana, zaś Mihę dołączyli później, nic nikomu nie mówiąc. A przecież obydwaj byli nikim, obdartymi chłopakami śpiącymi w starym wagonie nad rzeką. Nie zapłacze nad nimi żadna matka, żaden ojciec w ciemnym zaułku nie przyłoży Veselinowi noża do gardła, sycząc do ucha „zabiłeś mi syna, skurwielu”.  Mogą żyć lub nie żyć, niewielka różnica.
Kiedyś, gdy Jovan był jeszcze małym dzieciakiem zasłuchanym w opowieści siostrzyczki od bajek, wtedy wierzył, że ludzie powinni być dobrzy. Gdyby teraz ktoś mu tak powiedział, spytałby: a niby po co? Veselin chciał mieć rewolucję, zaś ta na pewno pociągnie za sobą ofiary, gdy już wybuchnie. Więc niby dlaczego miałby żałować akurat ich? Dwóch chłopaków w tą czy we w tą - mała różnica. Niezauważalna.
 - To musiałby być ważne – podjął Zoran – Veselin nie jest mordercą. Po prostu… w imię idei robi się pewne rzeczy. Wiesz, Szczurek, cel uświęca środki.

Ciekawe czy próbował przekonać Jovana czy samego siebie?

1 komentarz:

  1. A to niespodzianka! Dlaczego Veselin zdecydował się na taki krok? Czy medalion jest ważny czy to tylko niepotrzebna błyskotka? Jak potoczyły się losy Mihy? Co się stanie ze Szczurkiem? I wiele, wiele innych pytań kłębi mi się w głowie.
    Nie znalazłam żadnych błędów. Czytało mi się dobrze. Nawet nie wiem kiedy dotarłam do końca. Czekam na kolejny rozdział.
    Lubię tego Zorana!

    OdpowiedzUsuń